niedziela, 19 stycznia 2020

Szkiełko #1

          Pisząc styczniową soczewkę, wpadłam na pomysł nowego cyklu postów na blogu. Z racji wykształcenia jest mi bardzo bliska niemiecka kultura. Czytam regularnie książki niemieckich autorów, (rzadziej, ale jednak) oglądam też niemieckie filmy. Zrodziła się w mojej głowie idea pisania szkiełek na kulturę, czyli postów - tzw. polecajek, mających na celu przybliżenie Wam niemieckiej kultury, która, mam wrażenie, wciąż pozostaje u nas niszowa. Zapraszam zatem do lektury premierowego wpisu cyklu! Pod lupę idą dwie książki i dwa filmy.
          Na początku roku sięgnęłam po Malinę, jedyną ukończoną powieść Ingeborg Bachmann, austriackiej poetki. W skrócie o fabule: jest to opowieść o kobiecie, która z powodu nieszczęśliwych relacji z mężczyznami wymyśla sobie partnera idealnego. Siłą tej książki jest jednak szerokie spektrum możliwości interpretacyjnych. Bo to, co dostrzegłam ja, niekoniecznie dostrzegą inni... Wielu naukowców dopatruje się bowiem w Malinie nawiązań do życia samej autorki. Ingeborg Bachmann była związana z Paulem Celanem i w książce faktycznie można odnaleźć aluzje do jego poezji, a także do samobójczej śmierci. Co ciekawe, w książce jest także cytat, który rzuca cień tajemnicy na nie do końca jasną śmierć samej Bachmann. Ingeborg Bachmann zginęła wskutek obrażeń odniesionych w pożarze własnego mieszkania (podobno zasnęła z papierosem w ręku), dwa lata wcześniej napisze jednak w Malinie: Przez szaleństwo ojca mego spłonęłam i upadłam. Jak widać, to książka niezwykła, bardzo symboliczna.
          Kolejną z godnych polecenia pozycji jest Krabat Otfrieda Preusslera. Powieść ta powstała na kanwie łużyckiej legendy i opowiada o losach 14-letniego chłopca, sieroty, który wiedziony głosem słyszanym we śnie, trafia do owianego złą sławą młyna w Koźlim Brodzie. Młyn ów rychło okazuje się szkołą czarnoksięską prowadzoną przez zagadkowego Mistrza, w której, oprócz tytułowego Krabata, przebywa jeszcze dwunastu innych chłopców. Trudno byłoby napisać o fabule coś jeszcze, nie zdradzając przy tym jej szczegółów. Wspomnę za to o klimacie tej powieści: mrocznym, niesamowitym, pozbawionym lukru.          
          Na podstawie książki powstał w 2008 roku film. W oryginalnej wersji językowej ma on taki sam tytuł jak książka,. Nie bardzo jednak rozumiem tłumaczy (lub tłumacza) polskiej wersji jezykowej, którzy tytuł filmu przełożyli dość niefortunnie... Ich Uczeń czarnoksiężnika z miejsca nasuwa skojarzenia z filmem z Nicolasem Cage'em. Tymczasem obydwa filmy dzieli nie tylko data produkcji (film z Cage'em powstał w 2010 r., a zatem dwa lata po premierze niemieckiej adaptacji). Poza tym dzieło jest wyreżyserowane przez dwie różne osoby! Niechaj zatem wyznacznikiem przy wyborze właściwego Ucznia czarnoksiężnika będzie nazwisko reżysera: szukamy filmu Marca Kreuzpaintnera. A dlaczego w ogóle warto to obejrzeć? Bo film świetnie odzwierciedla mroczny klimat książki (niekoniecznie fabułę, ale to już temat na inny wpis). Jest tajemniczo i ponuro. No i jedną z ról zagrał boski Daniel Brühl ;-)
          Rzutem na taśmę obejrzałam jeszcze w styczniu film pt.  Biała wstążka Michaela Hanekego. To film o dzieciach wychowywanych w myśl surowej protestanckiej ideologii na krótko przed wybuchem I wojny światowej. I znowuż, różnie się to dzieło interpretuje. Sam Haneke przyznał w wywiadzie, że to film o wierności ideologii i o tym, do czego prowadzić może zaślepienie poglądami. Ale są też tacy, którzy w bohaterach Białej wstążki odnajdują pokolenie nazistów. Dla mnie osobiście to film o wychowaniu i o tym, że przemoc zawsze rodzi przemoc. Film ambitny, wielokrotnie nagradzany, godny polecenia.
          Uff, tyle ode mnie. Czytajcie, oglądajcie, dzielcie się ze mną swoimi wrażeniami. Podzielajcie moje zdanie lub krytykujcie (tylko konstruktywnie!). Chłońcie kulturę zza Odry i wypatrujcie czujnie kolejnego szkiełka. 

czwartek, 31 stycznia 2019

Soczewka #1, czyli czytelnicze podsumowanie stycznia 2019

Soczewka #1, czyli czytelnicze podsumowanie stycznia 2019
          I już pierwszy miesiąc nowego roku dobiega końca. Na usta jak zawsze w tego typu sytuacjach cisną się niewyszukane i (wręcz) wyświechtane frazy w stylu: Jak ten czas szybko leci. Ale cóż, taka  prawda: jeszcze w uszach dobrze nie przebrzmiał huk noworocznych fajerwerków, a już trzeba witać się z lutym.

          Postanowiłam w tym roku pisać comiesięczne podsumowania czytelnicze (określane mianem soczewki), żeby jako tako zmobilizować się do systematycznego prowadzenia bloga. Proszę jednak nie traktować tego wyznania w kategoriach obietnicy, bo może się okazać, że będzie ona bez pokrycia. To raczej impuls dla mnie i mojej wewnętrznej motywacji, żeby wreszcie otrzepać to miejsce z kurzu i pajęczyn, i co jakiś czas ubrać w słowa i przelać na wirtualny papier statystyki prowadzone sukcesywnie w rozpadającym się, bardzo analogowym notesie.

          Przechodząc do meritum: w styczniu przeczytałam 4 książki: Łazikantego Tolkiena, Malinę Ingeborg Bachmann, Krabata Otfrieda Preusslera i Pałac Północy Carlosa Ruiza Zafóna. Zaczęłam również czytać Żniwa zła Roberta Galbraitha. Ponieważ w niedługim czasie planuję lekturę najnowszej części cyklu, czyli Zabójczej bieli, uznałam, że dobrze byłoby przypomnieć sobie treść Żniw. W tym miesiącu próbowałam też przebrnąć przez Upadek króla Artura, książki tej jednak nie ukończyłam, odłożywszy na półkę na inny czas. Krótkie recenzje przeczytanych książek można znaleźć na moim bookstagramie.

          Jestem bardzo zadowolona z doboru styczniowych lektur. Żadna z książek nie znalazła się tutaj przypadkowo, żadnej nie kupiłam pod wpływem chwilowego impulsu, bo wszystkie znajdowały się na mojej liście must read od dłuższego czasu. Czytam zatem świadomie to, co chcę, a nie to, co czytają wszyscy. Ulubieńcem miesiąca zostają ex aequo Malina i Krabat.
Copyright © 2016 przeczytawszy , Blogger