niedziela, 28 października 2018

Bestiariusz słowiański ● Witold Vargas, Paweł Zych

Bestiariusz słowiański to jedna z dwóch książek, który dostałam w tym roku na urodziny od moich Bliskich (o pierwszej z pozycji wspomniałam tutaj). Marzyła mi się ta książka od dawna. Ciągle widziałam zdjęcia nie tylko jej okładki, ale także zachwycającego wnętrza. Dobrze mieć Rodzinę, która, chociaż nie podziela Twojego gustu czytelniczego, to jednak wie doskonale, co ci w duszy gra.

Bestiariusz to cudownie zilustrowane kompendium wiedzy o rodzimych siłach nadprzyrodzonych, które od czasów przedchrześcijańskich nękały naszych przodków. Opisane zostały zjawy słowiańskie, a zatem nie tylko polskie, ale też ukraińskie, białoruskie czy litewskie. Wszystkie potwory przedstawiono tutaj w porządku (mniej więcej) alfabetycznym, a ich ilość i różnorodność przyprawia o zawrót głowy. Są zatem istoty tak sympatyczne, że z miejsca chciałoby się je przytulić do serca, ale i takie, których nigdy w życiu nie chciałoby się spotkać. Każda zjawa została krótko w Bestiariuszu opisana i drobiazgowo odmalowana. Książkę wieńczy zaś bibliografia, zawierająca ponad 60 pozycji dla osób ciekawskich, chcących zgłębić temat.

Największym plusem pozycji jest oczywiście jej szata graficzna i to potwierdzi każdy, kto miał tę cegiełkę choć na chwilę w swoich rękach. Książka jest po prostu wizualnie dopieszczona. Więcej czasu poświęca się zanalizowaniu tych wszystkich zachwycających obrazów zjaw dawnych niż przeczytaniu dołączonych do nich opisów. Jako punkt wyjścia do zapoznania się z bestiami słowiańskimi polecam tę książkę bardzo. Treści w niej mało, ale jednak dołączona bibliografia rekompensuje wszelkie braki merytoryczne. Tym większa jest moja radość, że dwie z książek, na podstawie których powstał Bestiariusz słowiański, mam już w swojej biblioteczce. Z pewnością i przyjemnością sięgnę po nie zatem w niedługim czasie.

Co ciekawe, choć prosty w swej formie, Bestiariusz słowiański prowokuje do myślenia. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego, jak wiele istot nadprzyrodzonych jest wciąż obecnych w moim życiu! I zupełnie nie chodzi o to, że w gdzieś w kącie domu czai się na mnie boże siedleczko z prawdziwego zdarzenia, zaś w kotłowni siedzi popielnik. Na podstawie książki Vargasa i Zycha dochodzę do wniosku, że język to świetny nośnik pamięci i tradycji, nieporównanie lepszy od płyty CD czy pendrajwa z terabajtową pojemnością. Ćmok, buc, kocmołuch czy paskuda nie są jedynie pejoratywnymi określeniami osób, którym w chwili zwątpienia we wszelkie człowieczeństwo chce się naubliżać. A powiedzenia licho nie śpi, siedzi jak trusia, zmora kogoś przysiadła kryją w sobie o wiele więcej grozy niż mogłoby się wydawać. Język niesie te bestie przez wieki i przenosi je w czasy współczesne.

A zatem w podsumowaniu dziś krótko: fascynująca to książka, ten Bestiariusz.

Przeczytawszy, polecam! Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 przeczytawszy , Blogger