Twórczość Colleen Hoover jest obecnie na topie. Zdjęcia okładek jej książek bombardują odbiorców z większości profili bookstagramowych. Kiedy zatem dostrzegłam tomy tej autorki w bibliotece, uznałam, że najwyższa pora zmierzyć się z tym, co obecnie modne, a co, jak mi się wtedy wydawało, nie do końca trafia w mój gust czytelniczy. Z młodzieżówek bowiem wyrosłam już dawno. Ponieważ jednak chciałam wyrobić sobie własne zdanie na temat twórczości Hoover, wypożyczyłam Hopeless oraz Losing Hope i zabrałam do domu.
O
czym są to książki? W dużym skrócie: o miłości dwojga nastolatków, Sky i
Deana. Oboje kończą (tę samą) szkołę średnią, oboje mają tam opinię,
nazwijmy to delikatnie, niezbyt przychylną. Sky postrzegana jest przez
rówieśnice i rówieśników jako ladacznica, Dean z kolei jako buntownik i
rozrabiaka, który ostatni rok życia spędził w poprawczaku za pobicie
innego ucznia. Spotykają się przypadkiem w sklepie i od razu zaczynają
pałać do siebie uczuciem wzajemnym, choć przez pewien czas skrywanym.
Trzeba zaznaczyć, że zarówno Hopeless, jak i Losing Hope
koncentrują się wokół tych samych wydarzeń (z tego też powodu zestawiłam
je w jednej recenzji), z tym że pierwsza z nich pisana jest z
perspektywy Sky, druga zaś - z perspektywy Holdera. Spotkałam się z
opiniami, że wiele osób odpuszcza sobie Losing Hope, bo nie ma
sensu czytać dwa razy jednego i tego samego. Ja się z nimi nie zgadzam.
Książki mają, co zrozumiałe, wiele punktów stycznych, jednak Losing Hope wnosi wiele nowego i pozwala spojrzeć na całą historię z szerszej perspektywy.
Mam
taki zwyczaj, że podczas lektury robię sobie notatki, żeby móc je potem
wykorzystać w recenzji. Przeczytawszy około 50 stron książki, o Hopeless
napisałam: nudna, przewidywalna, powierzchowna. Zamierzałam odłożyć książkę i nie kontynuować jej
czytania, nie mniej jednak nie dawał mi spokoju fakt, że Colleen jest
tak popularna i tak lubiana przez innych czytelników. Zadałam sobie
pytanie: Dlaczego MNIE nie zachwyciła? Postanowiłam nie poddawać się chwilowemu zniechęceniu i dałam Hopeless
drugą szansę. I wiecie co? To była najlepiej wykorzystana druga szansa w
historii drugich szans wszystkich książek! (Ostatnim zdaniem puszczam
oczko do fanów języka Hoover.)
Chylę czoła i pokornie
przepraszam. Jak ja się co do tej książki pomyliłam! Właściwie żadne
z określeń zanotowanych przeze mnie po tych zaledwie 50 stronach nie
znalazło potwierdzenia po dalszej jej lekturze. Wiele można o niej
powiedzieć, ale nie to, że jest nudna i przewidywalna! Akcja w końcu
przyspiesza, dzieją się rzeczy nagłe i nieoczekiwane. Nie odnosi się
jednak wrażenia, że coś dzieje się na siłę. Collen Hoover świetnie
ubiera wydarzenia w słowa, jej styl jest prosty, co sprawia, że czyta
się łatwo, choć może nie do końca przyjemnie.
Bo trzeba podważyć także i powierzchowność, o którą książki pierwotnie posądziłam. Hopeless i Losing Hope
z całą pewnością nie są powierzchowne. Choć miłość Deana i Sky jest tu
tematem głównym, to jednak nie dominującym. Stanowi bowiem tło dla
innych, bardzo trudnych wątków, z którymi autorka postanowiła się
zmierzyć. I myślę, że stanęła na wysokości zadan. Colleen Hoover żadnego z
tematów nie spłyca, dużo pisze o uczuciach i przeżyciach swoich
bohaterów, dzięki czemu czytelnik otrzymuje szansę wczucia się w ich
położenie i współczucia im. Co ważne, jej bohaterowie nie są czarno -
biali. To postaci wielowymiarowe, takie, z klasyfikacją których ma się
problem. Nie każdy jest tutaj tylko pozytywny lub tylko negatywny. Jak
prawdziwi ludzie robią oni rzeczy właściwe i niewłaściwe, a rolą
czytelnika jest nie osądzać, a rozumieć.
Podsumowując,
nie żałuję czasu poświęconego lekturze książek Colleen Hoover. Muszę
przyznać, że jej twórczość jest naprawdę godna polecenia. Teraz lepiej
rozumiem zachwyt fanów i nie będą mnie już dziwiły wszechobecne okładki
jej książek na profilach na Bookstagramie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz