czwartek, 26 lipca 2018

Biuro M. ● Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński


Książka Biuro M. Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego znalazła się w moich rękach dokładnie wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Była bowiem prezentem, który otrzymałam od bliskiej mi osoby mniej więcej dwie godziny po zdaniu egzaminu dyplomowego. Po wielu dniach intensywnej nauki i nieprawdopodobnego stresu (którego notabene obrona nie jest nawet warta), miałam ochotę przeczytać coś bardzo współczesnego, bardzo niewymagającego i nieco może śmiesznego. Za Biuro M. zabrałam się zatem już tego samego wieczoru, nie znając do tej pory twórczości wspomnianego duetu autorów.

Akcja tej powieści obyczajowej rozgrywa się w Miasteczku, w czasach współczesnych (bohaterowie dyskutują między innymi o rządowym programie 500+). Dwoje młodych ludzi, Basia Bakuszycka i Jacek Grot, poszukuje swojej drogi w dorosłości. Oboje rozpoczynają pracę w tym samym biurze matrymonialnym. Tu ich losy splatają się z losami kolejnych postaci: właścicielką biura, Krystyną, zielarzem Wojciechem i współczesną czarownicą, Nasihą (zwaną tu częściej wróżką). Na okładce można przeczytać, że książka jest komedią o miłości. Zgodziłabym się z tym połowicznie. Wątków komediowych nie brakuje, to fakt, nawet pojawiający się tutaj wątek kryminalny jest bardziej zabawny niż groźny. Natomiast nie do końca jest to książka o miłości. Akcja nie koncentruje się bowiem na historii czy historiach miłosnych głównych bohaterów, temat ten rozwija się tutaj raczej pobocznie, jest ważny, ale nie dominuje. Dużo mocniej zarysowywuje się wątek zmagań Basi i Jacka z codziennością, z klientami tytułowego biura, którzy tworzą istną feerię osobowości mniej lub bardziej wymagających, oraz apodyktyczną szefową. Poza tym książka traktuje, być może nie w sposób eksplicytny, także o tym, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość, czy wręcz kładzie się na niej cieniem.

Prawda jest bowiem taka, że bohaterowie, z którymi przychodzi czytelnikowi spotykać się w Biurze M., są tacy, a nie inni, z powodu własnej przeszłości. Choć w zdecydowanej większości nie mówią o tym wprost, wnioski wyciąga się łatwo. W zasadzie chyba tylko o głównej bohaterce, Basi Bakuszyckiej, napisano, że przestała wierzyć w miłość. Nie pamiętała dokładnie momentu, kiedy to się stało, ale musiało to być bardzo dawno temu. Na tyle dawno, że miała wrażenie, jakby było tak zawsze.* Ale ani Krystyna, szefowa biura, nie byłaby zgorzkniała, gdyby nie wydarzenia z przeszłości, ani prawdopodobnie para najbardziej wyrazistych bohaterów powieści, czyli Nasiha oraz Wojciech, nie częstowaliby się złośliwościami, gdyby nie jakieś wydarzenia minione. Bo faktu, że ci dwoje znali się w przeszłości, jestem pewna. Wojciech wie, gdzie i kiedy urodziła się Nasiha, Nasiha ma wiedzę z zakresu ziołolecznictwa, niewykluczone więc, że nabyła ją od zielarza.

Oboje zajmują się profesjami wbrew pozorom pokrewnymi. W czasach wielkich prześladowań czarownic prawdopodobnie oboje zostaliby posądzeni o czarostwo, bo zarówno przepowiadanie przyszłości, jak i ziołolecznictwo należały wówczas do dziedzin, za które szczególnie gnębiono. Przy czym ta dwójka literackich bohaterów jest święcie przekonana o tym, że zajmują się dziedzinami zgoła innymi. I że profesja każdego z nich jest, rzecz jasna, tą lepszą. Nasiha to kobieta ekscentryczna, parająca się na co dzień bardziej lub mniej udanym przepowiadaniem ludziom (choć sama twierdzi, że karty nie zawiodły jej od 40 lat) przyszłości i odprawiającą nie do końca zrozumiałe rytuały. To typ outsiderki odzianej w specyficzne tkaniny i z dziwną fryzurą. Wojciech to także ekscentryk, zwracający uwagę swoim wyglądem i zachowaniem. Być może byli kiedyś w związku, być może połączyły ich interesy, coś jednak między nimi poszło nie tak, stąd niekończące się obecnie przekomarzanie. Nie mniej jednak jest w tej parze coś intrygującego, coś fascynującego do tego stopnia, że chciałoby się poznać losy tych dwojga, dowiedzieć się, co się z nimi działo, zanim Alek Rogoziński i Magda Witkiewicz opisali ich losy na kartach Biura M.

I myślę, że dla tych dwojga warto sięgnąć po Biuro M. Myślę też, że bez wyrzutów sumienia można poświęcić tej powieści jedno, dwa popołudnia, zwłaszcza takie intensywnie deszczowe. Jest to z pewnością pozycja niewymagająca i poprawiacz nastroju w jednym. Czyta się jednym tchem, choć wątki nie są jakoś specjalnie rozbudowane. Biuro M. nie jest na szczęście przesłodzoną opowiastką o miłości, na co mógłby wskazywać opis na okładce lub sama okładka. Jeśli ktoś lubi doszukiwać się w lekturach drugiego dna, lubi gdybać i wyobrażać sobie to, co nienapisane, to może znaleźć maleńką uciechę także w tej powieści obyczajowej.

Przeczytawszy, polecam! Moja ocena: 4/6


*Cytat pochodzi z książki Biuro M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 przeczytawszy , Blogger