środa, 1 sierpnia 2018

Blisko domu ● Erskine Caldwell

Lubię takie książki, które postanawiam przeczytać, nie mając wobec nich absolutnie żadnych oczekiwań. Nie znam autora, nie zapoznałam się wcześniej z żadną recenzją, nie sprawdziłam gwiazdek na lubimyczytać. Biorę, bo najzwyczajniej w świecie coś mnie zaintrygowało. Tak właśnie było z Blisko domu Erskine Caldwell. Mała, niepozorna książeczka, wydana w 1988 r. nakładem wydawnictwa Książka i Wiedza, nie przyciągnęła mojego wzroku piękną okładką, jakich teraz wiele w księgarniach. Okładka tej powieści zdradzała jedynie, że oto trzymam w dłoniach lekturę trudną, wymagającą, mierzącą się z problemami większego kalibru. Jedno spojrzenie na przedstawioną na niej zapłakaną czarnoskórą kobietę, kolejne na opis z tyłu i już wiedziałam, że oto mam przed sobą moje currently reading.

Akcja powieści rozgrywa się w małym, południowoamerykańskim miasteczku. Native Hunnicutt, życiowy szczęściarz, powodowany nie uczuciem, lecz raczej chęcią zapewnienia sobie wygodnej egzystencji,  żeni się z owdowiałą, starszą od siebie Maebelle. Nie rezygnuje jednak z potajemnego spotykania się z dotychczasową kochanką, czarnoskórą Josenne, co doprowadza ostatecznie do tragedii. Kochankowie zostają bowiem nakryci przez Maebelle in flagranti, a ta, poruszona całą sytuacją do żywego, zdradzona i upokorzona, robi wszystko, by odegrać się na niewiernym mężu oraz na kobiecie, z którą on ją zdradził. W odwet zostają wciągnięci nie tylko przedstawiciele miejscowej policji oraz polityki, ofiarami stają się osoby, które pozornie z całą sprawą nie miały nic wspólnego.

Blisko domu to książka przede wszystkim o apartheidzie i to nie ulega żadnej wątpliwości. Czarnoskórzy ludzie traktowani są tutaj w sposób brutalny i zmuszani są do ponoszenia odpowiedzialności za czyny, których nie popełnili. Poza tym jest to także książka o naszej, ludzkiej naturze i, niestety, bezwzględnie obnaża głupotę, bezmyślność, egoizm, zapatrzenie w siebie i skoncentrowanie na własnej osobie. Nie znalazłam w Blisko domu ani jednej postaci, która swoim postępowaniem wzbudziłaby mój szacunek lub choćby odrobinę sympatii. Protagoniści tej książki to jednostki bądź to bezwzględne i wykorzystujące własną pozycję społeczną do załatwiania własnych interesów, nawet kosztem drugiego człowieka, bądź skrajnie naiwne, pozwalające się wykorzystywać i oszukiwać na własne życzenie.

Nie mniej jednak książkę czyta się szybko, zaś perypetie jej bohaterów ostatecznie skłaniają do głębszych refleksji. W tym sensie powieść była jednak miłym zaskoczeniem, bo okazała się lekturą wciągającą i stymulującą, mimo że nie słyszałam o niej wcześniej, nie znałam też twórczości amerykańskiego autora.

Przeczytawszy, polecam! Moja ocena: 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 przeczytawszy , Blogger